Szukając odpowiedzi na pytanie jaki wpływ pandemia koronawirusa będzie miała na światowy łańcuch dostaw, chciałoby się posłużyć cytatem Woody`ego Allena, że „prognozowanie jest trudne, szczególnie jeśli chodzi o przyszłość”. Pewne trendy widać już teraz, natomiast za wcześnie jest wyrokować, czy utrzymają się one na stałe. Koronawirus uderzył w światową gospodarką z siłą nieznaną wcześniej. Jak donosi prasa, w samych Stanach Zjednoczonych w ciągu tylko trzech tygodni pracę straciło ponad 16 milionów pracowników. To oczywiste, że ta sytuacja odbije się na szeroko pojętym łańcuchu dostaw.  Wydaje się, że pewne ogólne trendy są już widoczne. Zastanówmy się, czy nie mają one drugiego dna i co jeszcze może się wydarzyć w nadchodzących miesiącach i latach.

 

Trend pierwszy: przenoszenie produkcji z Chin

Bardzo wiele głosów wskazuje na powrót części produkcji z Chin do Europy lub w inne rejony świata, szczególnie w zakresie produkcji materiałów krytycznych.  To zjawisko już występuje. Niedawno rząd Japonii ogłosił, że gotów jest płacić japońskim firmom, jeśli zdecydują się na przeniesienie produkcji z Chin do Japonii.  Nie jest wykluczone, że takie działania wdrożą też rządy europejskie. Czy w takim wypadku nastąpiłby faktyczny masowy powrót produkcji na stary kontynent?  Mając pełną świadomość, że jakiekolwiek przewidywanie rozwoju sytuacji w przyszłości jest wróżeniem z fusów, uważam, że nie powinniśmy się spodziewać masowego i szybkiego przenoszenia produkcji do Europy. Składa się na to kilka przyczyn. Po pierwsze, firmy, które dokonały często potężnych inwestycji w Chinach lub gdziekolwiek indziej na Dalekim Wschodzie mogą się obawiać, że wycofując produkcję z Dalekiego Wschodu nie odzyskają raz zainwestowanych pieniędzy. Po drugie – inwestycje w Chinach wiążą się też z długotrwałymi zobowiązaniami jeśli chodzi o kontrakty z dostawcami.  Ich przedterminowe zakończenie może w wielu przypadkach okazać się na tyle kosztowne, że zabije to pomysł  przeniesienia produkcji. Po trzecie – przeniesienie produkcji do Europy może oznaczać konieczność budowy nowych zakładów produkcyjnych na naszym kontynencie. A to kolejne, nierzadko gigantyczne inwestycje. Nawet zakładając, że firmy planujące przeniesienie produkcji do Europy szukałyby nowych lokalizacji w krajach atrakcyjnych kosztowo, koszty inwestycji oraz już samej produkcji mogą być na tyle wysokie, że nie uzasadnią one tego ruchu.

Czy więc koronawirus nie odciśnie piętna w relacjach Chiny – Europa? Moim zdaniem zmiany będą, ale nie polegające na błyskawicznym zwiększaniu produkcji w Europie kosztem wygaszania produkcji w Chinach. Owszem, na pewno jakaś część produkcji, szczególnie tych najbardziej krytycznych wyrobów zostanie do Europy przeniesiona.  Być może Chiny staną się ponownie dostawcą produktów prostych, łatwych do zastąpienia, czy też takich, bez których klienci europejscy będą mogli się obejść przynajmniej przez określony czas.

Spodziewam się natomiast, że przedsiębiorstwa europejskie będą zwiększać zapasy magazynowe i szukać dostawców na naszym kontynencie. Prawdopodobny jest też szybszy rozwój „jedwabnego szlaku”, czyli transportu kolejowego z Chin kosztem transportu morskiego.

Dla krajobrazu logistycznego w Europie, szczególnie w naszej części będzie to prawdopodobnie oznaczać wzrost zainteresowania najmem budynków magazynowych i usługami operatorów logistycznych, spedycyjnych i transportowych. Jest to też z pewnością szansa na rozwój polskiego runku logistycznego. Nasze położenie geograficzne, wielkość rynku krajowego, członkostwo w UE oraz już istniejące połączenia kolejowe z Chinami predysponują nasz kraj do roli hubu logistycznego przynajmniej dla Europy Wschodniej.

 

Trend drugi: wzrost kosztów

Jeśli moja prognoza dotycząca wzrostu popytu na powierzchnie magazynowe i ogólnie pojęte usługi logistyczne i transportowe w Polsce sprawdzi się, prawdopodobny wydaje się wzrost kosztów logistycznych. Działa tu prawo popytu – podaży:  im większe zainteresowanie usługami, tym wyższe ich  ceny.  Jakaś część wzrostu kosztów i cen może zostać zamortyzowana kosztami personelu, które prawdopodobnie zmaleją.  W tym momencie trudno jest wyrokować, jaki wpływ rosnące bezrobocie będzie miało na koszt personelu firm logistycznych. Nie wiemy też jeszcze, jaki wpływ epidemia będzie miała na ilość pracowników zagranicznych, głównie ukraińskich w Polsce. Pracownicy zagraniczni pracują głównie jako pracownicy tymczasowi, wobec których firmy korzystające z ich usług nie mają praktycznie żadnych zobowiązań.  Może zaistnieć sytuacja, że firmy szukając oszczędności będą redukować  liczbę pracowników tymczasowych i opierać się na pracownikach zatrudnionych na stałe, choć nie można wykluczyć, że nastąpi sytuacja odwrotna – ze względu na brak zobowiązań i elastyczność pracowników tymczasowych firmy mogą być zainteresowane ich usługami w jeszcze większym stopniu, niż obecnie.

 

Trend trzeci:  własna obsługa magazynowa

Pamiętajmy o jednym: klienci korzystający z usług firm logistycznych nie będą przyglądać się biernie rosnącym kosztom łańcucha dostaw. Wręcz przeciwnie, spodziewajmy się, że rosnące koszty logistyczne spowodują, że firmy handlowe i produkcyjne będą kładły coraz większy nacisk na kontrolę kosztów i szukać ich redukcji wszędzie, gdzie tylko będzie to możliwe. Nacisk nas może oznaczać, że określona ilość potencjalnych klientów operatorów logistycznych zdecyduje się na utrzymanie operacji logistycznych w swoich rękach. Takiego trendu spodziewałbym się przede wszystkim w logistyce kontraktowej. Do przeszłości należą czasy, w których przedsiębiorstwa utrzymywały własne floty samochodów w celu zapewnienia dystrybucji swoich produktów do klientów. Inaczej przedstawia się kwestia zarządzania magazynami.  Wiele firm może dojść do wniosku, że samodzielne zarządzanie zapasami magazynowymi może być tańsze niż korzystanie z usług wyspecjalizowanego operatora magazynowego. Zagadnienie, czy samodzielna obsługa zapasu magazynowego jest tańsza niż współpraca z operatorem logistycznym to temat na osobną dyskusję i moim zdaniem jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie ma. Jest więc całkiem prawdopodobne, że część firm, które przejmą zarządzanie magazynami w swoje ręce po jakimś czasie zdecydują się jednak na współpracę z operatorami zewnętrznymi. Dużo zależy od tego, jak będzie kształtować się rynek pracy. Jeśli spełni się czarny scenariusz i bezrobocie będzie rosło, koszty personelu magazynowego będą maleć. Taka sytuacja będzie sprzyjać rezygnacji z outsourcingu logistyki.

 

 

Trend czwarty:  e-commerce

Wiele mediów donosi o rozwoju sektora e-commerce i przenoszeniu się handlu do Internetu, co jest wynikiem restrykcji nałożonych na galerie handlowe i znacznych ograniczeń  w handlu stacjonarnym.  Według doniesień medialnych firmy z odpowiednio rozbudowanymi kanałami sprzedaży internetowej  zwiększają obroty, podczas gdy ich konkurenci  w sklepach stacjonarnych stoją na skraju bankructwa.

Trudno dyskutować z tym trendem, tym bardziej, że wpisuje się on w dużo szersze zjawisko wzrostu handlu e-commerce kosztem sprzedaży stacjonarnej. Radzę jednak ostrożność w prognozowaniu długotrwałych wzrostów sprzedaży internetowej. Wszystko zależy od tego, jak szybko gospodarka, szczególnie produkcja będzie dźwigać się po upadku wywołanym pandemią.  Długotrwałe przestoje w produkcji to gwarantowany wzrost bezrobocia i spadek siły nabywczej konsumentów. Jest oczywistym, że wpłynie to na obroty w handlu w sieci. Jeśli konsumenci będą zmuszeni do  oszczędności (np. z powodu utraty pracy), będą wydawać mniej pieniędzy i w sklepach stacjonarnych i w sieci.

Drugie zjawisko to prawdopodobne zmiany w zasadach sprzedaży internetowej.  E-commerce będzie szukał oszczędności tak samo jak wszystkie inne przedsiębiorstwa. Nie zdziwiłbym się gdyby się okazało, że wiele sklepów internetowych ograniczy np. możliwość bezpłatnego zwrotu zakupionych produktów, ograniczy asortyment albo wydłuży czas dostaw. Spodziewałbym się również podniesienia progów cenowych, od których  dostawa zakupów jest wliczona w cenę.

„Last but not least”, sprzedaż internetowa nie jest uniwersalnym i doskonałym remedium na wszystkie problemy wynikające z epidemii koronawirusa.  W ofercie tysięcy sklepów internetowych są również produkty  importowane z Chin.  Obecne problemy z łańcuchami dostaw mają negatywny wpływ również i na  e-handel.

Jedno jest pewne – zmiany będą i to raczej duże. Jakie konkretnie, zobaczymy za kilka miesięcy. Jak zwykle w takich sytuacjach zadziała niewidzialna siła rynku.